Mimo że w Granadzie byłam już piąty miesiąc, to wciąż nie mogłam się przestawić całkowicie na hiszpańskie „mañana”. O co w tym chodzi? Może o to, że byłam znerwicowaną staruszką, a Polacy zamiast chodzić, mają w zwyczaju biegać? Ciekawa jestem czy mieliście podobne wrażenie po wizycie w Hiszpanii choćby na krótko.
Mimo że w Granadzie byłam już piąty miesiąc, to wciąż nie mogłam się przestawić całkowicie na hiszpańskie „mañana”. O co w tym chodzi? Może o to, że byłam znerwicowaną staruszką, a Polacy zamiast chodzić, mają w zwyczaju biegać? Ciekawa jestem czy mieliście podobne wrażenie po wizycie w Hiszpanii choćby na krótko
Nie wiem jak w innych miastach, ale w Warszawie ludzie ciągle gdzieś biegną. Ciągle gdzieś się śpieszą. Po ich twarzach widać wieczne zmęczenie i zdenerwowanie. W Granadzie tego typu zachowanie jest raczej objawem rzadkiej choroby. Wszyscy są tu wyluzowani i opanowani do granic możliwości. Nawet sobie nie wyobrażacie, jak ludzie dziwnie na mnie patrzyli, gdy idąc (wg nich biegnąc) chodnikiem na zajęcia, co chwilę mówiłam „perdona” (przepraszam). Tutaj wszyscy sobie spacerują równym tempem, a kwestia spóźnienia się nie jest istotna. Każdy pojmuje je po swojemu. Ze względu na fakt, że Hiszpania jest krajem polichromicznym czasowo, przyjście 40 minut po czasie nie jest przykładem złego wychowania. Spóźnienia na zajęcia też nikogo nie dziwią. Nauczyciel nawet nie spojrzy na studenta, który wszedł do klasy 10 minut po czasie.
Podobny klimat można było zauważyć na całej uczelni np. w Biurze ds. Wymiany Międzynarodowej. Druki, które powinno się wypełniać ołówkiem, chłopak z Biura zamalował mi długopisem. Mało tego, kumplowi w odpowiedzi na pytania narysował strzałki i kropeczki. Co z tego, że to oficjalny dokument. Czekałam tylko, by postawił słoneczko albo kwiatka. Równie krótkie były odpowiedzi. Pablo( pracownik Biura) na moje pytanie, kiedy mam odebrać dokument zwany Learning Agrement po tym, jak go przefaksuje, oczywiście odpowiedział: „mañana” To po prostu standard. Kto by się tam stresował jakimś tam papierkiem? Jednym słowem przykazanie szczęśliwego człowieka brzmi: jeśli coś masz zrobić dziś to lepiej zrób to jutro.
Może przesadzam, ale komuś, kto jest przyzwyczajony do szybkiego stylu życia i tego, że wszystko może załatwić od ręki i sprawnie będzie trudno zachować spokój. Taka osoba może też nie polubić siesty, która zwykle jest między godziną 14-16 albo 15-18. Wówczas wszystko w mieście poza kawiarniami i pubami ( i też nie wszystkimi) jest pozamykane, bo Hiszpanie wtedy odpoczywają (jakby się mieli, czym zmęczyć). W praktyce oznacza to brak możliwości załatwienia w tym czasie czegokolwiek. Czasem mnie (i innych Erasmusów poza Włochami oczywiście) potrafiło to nieźle wkurzyć. Zwłaszcza gdy potrzebowało się coś skserować lub wydrukować na zajęcia.
Któregoś dnia po niewyspanej nocy zebrałam się i dotarłam na przedmiot Comercio Exterior (handel zagraniczny) i co się okazało? Zajęcia zostały odwołane, o czym można dowiedzieć się dopiero po przybyciu na uczelnię. Niestety nikt nie ma tu w zwyczaju informować studentów o tym wcześniej. Nie dało się też uzyskać informacji czy będą za tydzień. Takie życie jak w Madrycie.
Byłam zaspana i zła, więc postanowiłam, że przynajmniej pójdę do sali modłów, jak nazywałam czytelnię. To było jedyna na uczelni sala ze stolikami, gdzie można było się w ciszy pouczyć i napisać pracę na zajęcia z Comunicación Commercial (komunikacja w biznesie). Ogółem spędziłam tam 4 godziny! Tyle mi niestety zajęło przeczytanie tekstu, podkreślenie słówek, przetłumaczenie, ponowne czytanie i następnie napisanie komentarza. Byłam totalnie padnięta i marzyłam tylko o tym, by to wszystko wydrukować i pójść na obiad. Niestety zapomniałam, że właśnie zaczęła się siesta. Fotocopiadora (xero) jest zamknięta aż do 16, a zajęcia zaczynają się o 15:30. Poszłam, więc do sali informatycznej. Pech chciał, że sale informatyczne nie są wyposażone w drukarki podobnie jak biblioteki. W praktyce oznacza to, że jeśli chcesz, coś wydrukować to musisz to zrobić przed 14, inaczej masz przechlapane. Zrezygnowana, zatem zeszłam na dół do miasta. Miałam chyba strasznego, farta, bo okazało się, że jedno xero zaczyna siestę dopiero o 15 więc się udało.