GRANADA I MOJA PRZEPROWADZKA NA ROK

W 2006 roku wyjechałam na rocznego Erasmusa do Granady na południu Hiszpanii. Był to dla mnie najlepszy wyjazd w życiu i prawdziwa szkoła życia. Dowiedz się, jak wyglądała moja przeprowadzka.


Granada: w poszukiwaniu noclegu 


Jak to zwykle bywa, gdy przeprowadzamy się do nowego miejsca, trzeba najpierw rozejrzeć się za jakimś lokum tymczasowym. Może minąć trochę czasu, zanim trafimy na ten jedyny wymarzony „home sweet home”. Początki w obcym mieście nigdy nie są łatwe, ale kto powiedział, że mają być? Do Granady rocznie przyjeżdżało na studia około 3 tysięcy studentów w ramach wymiany Erasmus. Dla porównania do Warszawy tylko około 300. Tak, więc miasto dużo mniejsze od naszej stolicy musi gdzieś tych wszystkich ludzi pomieścić.

Na początek proponuję nockę w jednym z hoteli, których jest tutaj od groma. Dla niewtajemniczonych to taki rodzaj studenckiego hotelu, w którym ceny wahają się tak od 20€ do 56€ za dzień. Co prawda na polskie realia to nie jest tanio, ale powiedzmy sobie szczerze, jesteśmy w Hiszpanii, gdzie funkcjonuje euro. Zawsze oczywiście pozostaje opcja noclegu na jednej z klatek lub w samochodzie, jeśli go posiadamy. Poznana przeze mnie para Polaków koczowała w ten sposób w swoim 20-letnim aucie tydzień! Nic by nie było w tym dziwnego, gdyby nie fakt, że równie długo się nie kąpali, o czym z dumą opowiadali. To jednak opcja dla amatorów mocnych wrażeń albo raczej zapachów. Zwykłym śmiertelnikom polecam hostele.

Mnóstwo adresów można znaleźć np. Hostels lub Hostelworld. Sama polecam “Matilda” na Puentezuelas, naprzeciwko Faculdad de Traductores (centrum) czyli Wydziału Tłumaczeń. Trzeba jednak pamiętać, że miejsc też jest ograniczona liczba, więc lepiej zrobić rezerwacje internetowo albo po prostu przyjechać w miarę wcześniej tj.  koniec sierpnia/początek września.


Poznaj byłych Erasmusów z Granady 


Ja na szczęście nie musiałam się z tym problemem zmierzać. Przed wyjazdem w Biurze ds. Zagranicznych mojego wydziału uzyskałam kontakt do pewnej Hiszpanki, z którą się później poznałam i to ona dała mi na początku dach nad głową. W tym właśnie momencie chcę zwrócić uwagę na hiszpańską gościnność. U Anny, bo tak ma na imię moja hiszpańska znajoma spędziłam ponad cztery dni, mając do dyspozycji swój pokój i łazienkę. Poza tym mogłam korzystać z całego domu – telewizora, Internetu itd. Najlepsze w tym jednak było to, że cała rodzina Anny przyjęła mnie jak swoją albo nawet lepiej, bo to zawsze ja dostawałam podwójne porcje jedzenia. Głupio się przyznać, ale w sumie jadłam więcej niż gospodarz domu, a Pani mama tylko ciągle pytała – „Tienes hambre todavia? (Czy jesteś jeszcze głodna?) Quieres beber?” (A może chce Ci się pić). To było naprawdę urocze.

Zawsze też mogłam liczyć na przytulenie i ciepłe słowo. Z początku brak znajomości języka nie przeszkadzał w komunikacji. Nie wiem, czemu, ale Latynosi mają coś takiego w sobie, że potrafią wszystko wytłumaczyć bez słów. Na każdym też kroku powtarzało się stwierdzenie, że Polska i Hiszpania to bardzo zbliżone do siebie kraje. W moim odczuciu to szczera prawda. Łączy nas nie tylko podobna sytuacja gospodarcza po wejściu do UE, niesłychana gościnność, gadatliwość, ale też zamiłowanie do jedzenia, picia i zabawy. Pod tym względem nasze kraje się zawsze dogadają.


Hiszpańska gościnność i śniadanie


Jeśli chodzi o jedzenie, to chciałabym poruszyć tu pewne różnice, które dostrzeże każdy na pierwszy rzut oka. W przeciwieństwie do Polaków Hiszpanie bardzo cenią sobie wspólne posiłki zwłaszcza śniadanie. Siada do niego zawsze cała rodzina. Standardowo śniadania są na słodko, a więc coś dobrego dla łasuchów. Zapomnijcie o nudnych kanapkach. Tutaj się je mleko z płatkami, babeczki drożdżowe, rogaliki z czekoladą lub croissanty z dżemem. Popija zaś sokiem i kakao. Za to obiady są bardzo tłuste i serwowane tak w godzinach 12- 16. Po obiedzie oczywiście obowiązkowo jest siesta, którą zwykle się przesypia lub spędza przed telewizorem. Dla Hiszpanów tego typu odpoczynek po obiedzie jest podstawą, zwłaszcza na południu. Zawsze znajduje się na to czas, gdyż jest to zwyczajniej wpisane w hiszpańską mentalność. Z tego też powodu zajęcia na uczelni dzieli się na „por la mañana” (rano) i „por la tarde” (wieczorem) by każdy miał czas na siestę. Więcej o sieście piszę tutaj.


Granada: w poszukiwaniu nowego domu


Wracając jednak do kwestii mieszkania, to podobnie jak w Warszawie nie jest to rzeczą łatwą. Na wstępie chcę zaznaczyć, że w Hiszpanii nie spotkamy się z czymś takim jak akademiki. To słowo obce Hiszpanom. Występują tylko tzw. internaty (residencias) gdzie oprócz spania ma się zapewnione jedzenie, pranie itd. Cena takiej przyjemności w 2006 roku w Granadzie wynosiła 400€-500€ na miesiąc, czyli więcej niż moje stypendium.

Najpopularniejszą formą zamieszkania są „piso compartido” – pokój wynajmowany w mieszkaniu wraz z innymi. W Granadzie, jak i całej Hiszpanii jest mnóstwo tego typu mieszkań. Bierze to się stąd, że prawie każda hiszpańska rodzina wykupuje dla swoich dzieci mieszkanie na okres studiów. W takim mieszkaniu każda osoba ma osobny pokój oraz do dyspozycji wraz z innymi współlokatorami salon z kanapami i telewizorem, oraz łazienkę, kuchnię. W przeciwieństwie do np. Warszawy nie ma tu problemów ze znalezieniem ogłoszeń dotyczących wynajmu („alquilar”). W zasadzie są one rozsiane po całym mieście na różnego rodzaju słupach, płotach, budkach telefonicznych. Zwykle najwięcej jest ich na placach, których jest tu dużo. Można także pójść do biura ASEE, gdzie uzyskamy listę propozycji wynajmu lub też skorzystać z usług agencji (opłata przeciętna 200€). Natomiast dla mniej ambitnych można odwiedzić takie strony jak: Compartepiso.com lub Pisocompartido.com lub Loquo.com.

Każde szukanie mieszkania zaczyna się, więc od chodzenia po mieście i zrywania ogłoszeń, których ma się później zwykle całą torbę. Kolejnym krokiem jest dzwonienie i umawianie się na oglądanie mieszkań. W tej sytuacji, jeśli nie mamy znajomego z darmowymi rozmowami, jak to było w moim przypadku, trzeba się nastawić na poniesienie ogromnych kosztów. Większość telefonów na ogłoszeniach to numery komórkowe, a dzwonienie na nie z automatów to była droga sprawa. Ceny kart w różnych sieciach wynosiły 5, 10, 15, 20 euro. Natomiast karta sim np. w Vodafonie kosztowała 15,90€ w czym miałam 11€ na rozmowy i kupon na uzyskanie kolejnych 7€. Jak widać, korzystanie z komórek było w Hiszpanii drogie i chyba nadal jest. Sami Hiszpanie przyznają się, że to właśnie telefony pochłaniają najwięcej ich kasy. Ja zużyłam 1/3 stypendium.


Chcesz mieszkać w Granadzie? Musisz wygrać casting


Mimo że wybór mieszkań jest duży, to wynajęcie wcale nie jest rzeczą łatwą. Nie następuje ono automatycznie, nawet jeżeli my jesteśmy zdecydowani. Zwykle na liście chętnych znajduje się dziesięć osób albo i więcej, bo wszystko zależy od standardu mieszkania. Jedyne, więc co możemy zrobić to zostawić swoje dane i czekać na odpowiedź. Z doświadczenia przekonałam się, że warto, chociaż próbować coś zagadywać do wynajmujących po hiszpańsku, by wzbudzić ich sympatię i wygrać tzw. casting na współlokatora. Ze względu na ilość chętnych ważne jest, zatem odwiedzenie jak największej liczby mieszkań i znalezienie się na listach. Oczywiście wszystko często bywa kwestią przypadku. Moje dwie koleżanki – Kasia i Rita znalazły mieszkanie już pierwszego dnia. Jedna za 165€ a druga za 130€ za miesiąc bez tzw. „gastos”, czyli opłat za wodę, gaz i ogrzewanie. Te rzeczy to koszt około 30€ – 40€  za miesiąc.


Granada i mój nowy dom


Ja swojego mieszkania musiałam poszukiwać 3 dni. Dostałam je tylko, dlatego, że mieszkające w nim Hiszpanki ustaliły, że wynajmą jej pierwszej osobie, która wpłaci od razu kasę. Padło akurat na mnie. Co prawda mieszkanie nie spełniało wszystkich moich oczekiwań i marzyło mi się lepsze. Jednak ryzyko zostania bez dachu nad głową stanowiło dla mnie gorszą rzecz.

 

Trzeba przyznać, że mieszkanko miało też swoje plusy – Hiszpanki były miłe i otwarte na obcokrajowców bez znajomości języka, oplata 136€ za miesiąc bez gastos. Nie trzeba było też płacić za wcześniejsze dni, w których się nie mieszkało, a to jest w Hiszpanii rzadkość. Zwykle trzeba zapłacić za cały miesiąc z góry albo połowę jak to było w przypadku moich znajomych. Miałam też świetną lokalizacje, bo blisko zarówno na wydział, jak i do centrum. Umiejscowienie mieszkania jest szalenie ważne. Mimo że Granada nie jest duża i w zasadzie wszędzie można dojść na piechotę, to większość studentów wybiera mieszkania w centrum. Tu kwitnie życie. Nie warto wybierać dalszych dzielnic, kierując się atrakcyjnym wyglądem mieszkania i niską ceną. Później na pewno będziemy tego żałować.


Jak Wam się podobały moje poszukiwania idealnego mieszkania? Czy Wy mieliście podobne doświadczenia na Erasmusie w innych krajach? Podzielcie się swoimi wrażeniami w komentarzach. Czy te informacje były przydatne? Może ktoś właśnie przeprowadza się do Granady?

2 thoughts on “GRANADA I MOJA PRZEPROWADZKA NA ROK

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *