Meksyk to niezwykle bogaty i zróżnicowany kulturowo kraj. Bardzo dobrze to obrazuje Muzeum Archeologiczne w Mexico City. Na rozległych terenach nadal są widoczne ślady różnych wpływów kulturowych nie tylko Inków czy Majów, ale również innych plemion. Jedną z ciekawszych pozostałości są piramidy, chociaż jak sami Meksykanie mówią, nie jest to ich prawidłowe określenie. Meksykańskie piramidy różnią się od tych egipskich diametralnie. Można je spotkać praktycznie w każdej części Meksyku, ale to nie znaczy, że wszystkie trzeba zobaczyć. Które warto naszym zdaniem? Czytajcie dalej.
Mnie się udało zwiedzić Chichén Itzá, Teotihuacán, Tulum oraz Cholula. Każde z tych miejsc jest wyjątkowe na swój sposób i ma inny charakter. Osobiście jednak największe wrażenie zrobiły na mnie Teotihuacán i Tulum. Natomiast Chichén Itzá mnie trochę rozczarowała.
Meksyk: piramidy w Chichén Itzá
Co roku bez względu na porę roku stanowisko archeologiczne Chichén Itzá na półwyspie Jukatan przyciąga tłumy turystów z całego świata. Głównie wynika to z tego, że jest ono wpisane na listę światowego dziedzictwa UNESCO i zostało zaliczone w 2007 roku do siedmiu nowych cudów świata. Prowadzone od 1924 roku wykopaliska pozwoliły odkryć pozostałości wielu zabytków, ale w porównaniu np. do Tulum nie są to aż tak imponujące zbiory. Mimo to Chichén Itzá praktycznie odwiedza każdy, kto przyjeżdża do słynnego kurortu Cancun czy okolic Riwiery Majów. Chichén Itzá można zwiedzać zarówno samodzielnie, jak i z przewodnikiem. Zdecydowanie ta druga opcja jest ciekawsza, gdyż na miejscu nie ma żadnych oznaczeń ani opisów. Tymczasem przewodnik opowie Wam o charakterystycznej zabudowie Majów oraz zdradzi sekrety na temat życia mieszkańców miasta, ich rozrywek, ofiar i wynalazków. Każdy przewodnik ma własną wersję, więc Wasze finalne wrażenia będą głównie zależeć od niego.
Największą i jednocześnie najlepiej zachowaną atrakcją tego prekolumbijskiego miasta Majów jest El Castillo, czyli Piramida Kukulkana złożona z 9 tarasów i 365 schodów (tyle ile dni w roku). To zwykle ją zobaczycie na pocztówkach z Chichén Itzá. Sama w sobie budowla jest imponująca, ale niestety nie można wchodzić ani do niej, ani na nią. Za to przewodnik odkryje przed Wami sekrety 365 stopnia, które stanowi wejście do świątyni (nie będę zdradzać, jakie, żeby nie popsuć zabawy).
Innym ciekawym punktem jest największe na terenach Mezoameryki boisko do gry w ullamatitzli, czyli pelotę. Muszę przyznać, że opowieść o zasadach tej gry jest naprawdę intrygująca, szczególnie że przegrana oznaczała śmierć dla całej drużyny. Szczególnie ciekawe jest to, jak ówcześni Majowie umieli wykorzystać w praktyce prawa fizyki. Bardzo dobrze też zachowały się płaskorzeźby wojowników na murach.
Trzecia godna polecenia budowlą jest Świątynia Wojowników (Templo de los Guerreros) z filarami w kształcie pierzastych węży i wojowników, a ponadto grupa Tysiąca Kolumn, gdzie każda kolumna jest ozdobiona płaskorzeźbami, Świątynia Jaguara oraz obserwatorium astronomiczne El Caracol (Ślimak), z którego kapłani ogłaszali czas obrzędów, siewów i żniw.
Części zachodnia i południowa związane są z kulturą Majów natomiast północna z kulturą Tolteków. Nazwa miasta zaś pochodzi od nazwy dwóch świętych zbiorników, przy których zostało założone. Zbiorniki te służyły niegdyś, jako miejsce składania ofiar i noszą nazwę cenote. Jest ich pełno, zwłaszcza na Jukatanie dlatego grzechem byłoby nie wziąć w jakimś kąpieli. Wizyta połączona z krótką kąpielą ok. 30 min zwykle oferowana jest przez biura podróży w ramach wycieczki do Chichén Itzá. Zdecydowanie jest warto. Każde biuro jeździ do innego cenote więc warto to wcześniej sprawdzić. Szczególnie polecam cenote Ik Kil. Wrażenie robi już po przyjeździe. Wygląda jak wielka skalna studnia porośnięta winoroślami. Żeby w niej popływać trzeba zejść kilkanaście metrów w dół. Poza samym pływaniem w dość zimnej wodzie o ciekawym kolorycie, istnieje możliwość wykonania skoków, wisząc na rozbujanej linie, co jest dobrą zabawą. Będzie to też świetnie ochłodzenie przed zwiedzaniem piramid w upale.
Meksyk: piramidy w Tulum
Po zwiedzeniu Chichén Itzá warto, jeśli tylko pozwala nam na to czas odwiedzić Tulum. Będzie to miłe zaskoczenie, zwłaszcza że piramidy znajdują się nad samym morzem w towarzystwie dżungli, co dodaje im niezwykłego uroku. Najlepiej jest tam pojechać po południu i zostać do zachodu słońca, a później zrobić sobie chillout w wiosce hipisów. Różnice zauważymy już po przekroczeniu wejścia. Przede wszystkim otacza nas bujna roślinność i palmy, czyli coś, czego nie zobaczymy w stepowej Chichén Itzá.
Druga wyraźna różnica to rozległość terenu. Poszczególnych obiektów jest więcej i znajdują się w znacznych odległościach od siebie, dzięki czemu Tulum gwarantuje niezapomniany spacer w głąb miasta Majów. Dzięki położeniu na 12 metrowym klifie Morza Karaibskiego w Tulum możemy podziwiać nie tylko ruiny piramid, ale też niecodzienne widoki. Do głównych zabytków zalicza się wieżę strażniczą El Castillo, która spełnia funkcję latarni morskiej (najczęściej na pocztówkach).
Na jej wprost zaś znajduje się świątynia Fresków Templo de los Frescos z freskami Tolteków (tych samych, co tworzyli też w Chichén Itzá) oraz świątynia Zstępującego Boga Templo del Dios Descendente z płaskorzeźbą Ab Muxen Caba (bóg pszczół).
Jeśli tylko nie będzie zbyt późno warto zejść schodami na przepiękną plażę Paradise Beach. Nam się niestety nie udało, bo już zamykali. Na szczęście nic straconego. Po wyjściu z terenu wykopalisk trzeba się pokierować w prawo i dojść do innej plaży z białym piaseczkiem. Zachwyci Was zwłaszcza podczas zachodu słońca. Tylko uważajcie na komary, bo to niedaleko obszarów malarycznych. Stamtąd jest już prosta betonowa droga do wyjścia.
Do ruin możecie się dostać samochodem jak my to zrobiłyśmy ze znajomym Meksykańczykiem lub autobusem. Na drodze spotkaliśmy parę polskich autostopowiczów, więc można też próbować tak. Nie jest to jednak typowe w Meksyku, a już na pewno bezpieczne. Jadąc autobusem, nie zapomnijcie, że ruiny nie leżą we współczesnym mieście Tulum tylko dużo dalej. Musicie wysiąść na przystanku Zona Arqueológica.
Meksyk: piramidy w Teotihuacan
To właśnie tutaj znajdują się imponujące wielkością azteckie piramidy Słońca i Księżyca. Przy nich Chichén Itzá to pikuś. Na mojej liście piramid zajmuje miejsce numer jeden ze względu na swą okazałość i niesamowitą energię, którą się czuje w powietrzu podczas zwiedzania. Co więcej, na Pramidę Słońca można wejść, co stanowi dodatkową atrakcję. Trzeba mieć jednak dobrą kondycję, bo do pokonania jest 243 schodki. Panorama rozpościerająca się z każdej z nich zapiera dech i tłumaczy, dlaczego według indiańskich mitów miał w tym miejscu powstać świat. To właśnie tu światło oddzieliło się od ciemności. Powstało Słońce i Księżyc. Inna legenda zaś głosi, że metropolię tą stworzyły olbrzymy zwane Quinametin, gdyż zbudowano je bez użycia metalowych narzędzi.
Piramidy znajdują się około godziny drogi od Mexico City, więc najlepiej stamtąd wziąć bezpośredni autobus. W ciągu dnia jeździ ich kilka m.in. z Terminal Central del Norte. W przeciwieństwie do Tulum czy Chichén Itzá zwiedzanie nam zajmie kilka godzin, więc poranne godziny są najlepsze. Jeśli to możliwe to nie jedźmy w niedzielę, bo wtedy są największe tłumy.
Sama podróż nie jest męcząca, a rozrywkę zapewnią nam lokalni akwizytorzy, którzy dosiadają się średnio, co 15 min. Niektórzy będą sprzedawać mapy. Jeszcze inni długopisy lub kremy.
Tuż po dojechaniu na miejsce i zbliżeniu się do bramy wejściowej zaczną Was zaczepiać przewodnicy. Tak samo, jak to było w przypadku Chichén Itzá zdecydowanie to polecam. W ten sposób dowiemy się czegoś więcej. Nam się trafił młody chłopak, który dodatkowo zabrał nas do pracowni artystycznej, gdzie nie tylko dowiedziałyśmy się, jak Aztekowie produkowali farby do malowania fresków, ale też spróbowałyśmy lokalnych trunków, w tym m.in. mezcalu i likieru kaktusowego. Później oczywiście, jeśli macie ochotę możecie zrobić zakupy, ale nikt Was na siłę nie będzie nagabywać. Przewodnik ma dyspozycji samochód, więc jest to szczególnie praktycznie, jeśli podróżujemy z dziećmi. Teren miasta jest rozległy , a odległości do pokonania są dosyć spore. Ja miałam na następny dzień zakwasy mimo, że lubię zwykle dużo chodzić.
Po zwiedzeniu kilku mniejszych obiektów można się przespacerować 2 kilometrową aleją zwaną Calzada de los Muertos (Droga Umarłych). Łączy ona piramidy Słońca i Księżyca ze Świątynią boga deszczu Tlaloca (Templo de Quetzalcoatla). Nazwa pochodzi od grobowców i świątyń, które podobno wzdłuż niej się znajdują. Jest też pałac Quetzalpapalotl. Na jego tyłach znajduje się Patio de los Jaguares (Patio Jaguarów), gdzie znajdziemy murale przedstawiające jaguarów oraz freski.
Później, jeśli tylko mamy siłę możemy wdrapać się na Piramidę Słońca, czyli Piramide del Sol, która jest trzecią co do wielkości piramidą na świecie. Ma wysokość 65 metrów i masę 3 milionów ton, więc musi robić wrażenie. Z góry możemy podziwiać piękny widok i tylko trochę mniejszą Piramidę Księżyca (45 metrów wysokości), czyli Piramide de la Luna. Na nią również można się wdrapać, by zobaczyć piękny widok na wykopaliska i okolice. Z tego miejsca widać najwięcej.
Prace archeologiczne na terenie Teotihuacan są nadal prowadzone, więc możliwe, że w przyszłości będą dostępne jeszcze inne miejsca dla turystów jak np. 100 metrowa grota pod Piramidą Słońca, która, póki, co jeszcze nie jest udostępniona turystom.
Meksyk: piramidy w Cholula (Tlachihualtepetl)
Ta znajdująca się w miejscowości Cholula w stanie Puebla piramida jest jedyna w swoim rodzaju. Głównie, dlatego, że prawie jej nie widać i na pierwszy rzut oka myślimy, że mamy do czynienia ze wzgórzem. Piramida jest ku czci jednego z najważniejszych bogów Mezoameryki — boga Quetzalcoatl, czyli Pierzastego Węża.
Tuż po wyjściu z autobusu zauważymy wielką górę, a na niej okazały kościół Nuestra Señora de los Remedios. Wokół zaś targowisko. Trudno uwierzyć, że znajdujemy się u stóp największej pod względem objętości piramidy na świecie (ponad trzy miliony metrów). Imponujący jest również jej czas wznoszenia, bo budowano ją prawie 1200 lat. Przez wieki podupadała i zarastała. Dopiero kilka lat temu udało się udostępnić jej odnowioną część.
Jej zwiedzanie zaczyna się od zejścia do podziemia, gdzie dla turystów przygotowany jest 1 kilometrowy szlak wąskimi tunelami. Możemy wówczas dostrzec kompleksowość i różnice w poziomach piramidy. Jej układ zdradza, że co pół wieku na jednej piramidzie wznoszono kolejną.
Po wyjściu możemy się pokierować na kompleks archeologiczny, a później odwiedzić kościół, który jest imponujący, ale nie tak bardzo, jak kościół San Francisco Acatepec, który jest w środku cały ze złota. Jeszcze chyba nigdy w życiu nie widziałam takiego przepychu w jednym miejscu. Nie ma możliwości robienia zdjęć w środku, ale można je nabyć na zewnątrz. Niestety nie są najlepszej, jakości. Poza nim w obrębie miasta zobaczymy jeszcze ich kilkanaście, bo Cholula jest nazywana Miastem Kościołów i jak twierdził przewodnik, jest ich podobno, 365, czyli tyle ile dni w roku.
Jeśli dojeżdżamy do Cholula z Mexico City to warto jej zwiedzanie połączyć z odwiedzeniem miasta Puebla. Autobus na trasie Cholula – Puebla kosztuje niecałe 8 pesos. Na koniec polecam Wam ciekawy artykuł o mocy energetycznej piramid.
Wow! ale te piramidy fajne. Nie wiedziałam ze tyle ich jest w Meksyku. Tulum szczególnie ładne ze względu na plażę.