GIRONA: DLACZEGO KOCHAM TO LOTNISKO?

Z tą miłością to trochę przesadziłam, ale Girona i jej lotnisko to jest miejsce dla mnie wyjątkowe ze względu na pewną historię, o której Wam opowiem. Lotnisko to jest też szczególne pod tym względem, że funkcjonuje tylko dzięki liniom Ryanair i potrafi skutecznie uprzykrzyć życie turystom. Girona w jeden dzień? Zajrzyj tutaj


Girona: Jak się tu znalazłam?


Po odwiedzeniu Minorki, Majorki, Ibizy i Barcelony musiałam się dostać do Girony skąd później miałam lot do Bergamo, a następnie na Sycylię. Nigdy w niej wcześniej nie byłam, więc pomyślałam, że to świetna okazja, by ją zwiedzić. Lot miałam w sobotę o 6 rano, więc uznałam, że dobrym pomysłem będzie pojechanie z samego rana w piątek autobusem (więcej o transporcie tu). Zwiedzę Gironę, a później spędze noc na lotnisku. Byłam wówczas biedną studentką po praktykach na drogiej Minorce, więc niestety mój budżet był ograniczony. Nie planowałam jeszcze jednego noclegu, skoro musiałam być na lotnisku bardzo wcześniej. Jedyny problem stanowił mój spory bagaż tj. 30-kg walizka, 15 – kg torba na ramię i torba z laptopem. Do tej pory zostawiałam rzeczy w przechowalni bagażu na dworcu lub lotnisku. Problem, więc rozwiązał się sam.

Girona: problem z bagażem na lotnisku


Na lotnisko w Gironie dojechałam na 8 rano i udałam się bezpośrednio na punktu turystycznego. Moja mina musiała być bezcenna, jak się okazało, że na lotnisku nie ma przechowalni bagażu. Chyba w podobnym szoku był stojący obok mnie facet z mapą i dwoma wielkimi plecakami. Nie tracąc czasu, wzruszył ramionami i ruszył na miasto z nadzieją, że znajdzie jakąś przechowalnię na mieście. Chętnie bym zrobiła podobnie, gdybym tylko była w stanie się przemieścić z moim bagażem.

Chłopak z informacji wyglądał na życzliwego, więc poprosiłam go o numery do jakichś hoteli, gdzie mogłabym zapytać o możliwość przechowania bagażu oczywiście za opłatą. Obdzwoniłam chyba wszystkie, gdy w końcu w ostatnim mnie oświecono, że w całej Gironie nie ma miejsca do przechowywania bagażu i u nich też nie można. Serio? – pomyślałam. Przecież nie będę siedzieć na lotnisku do 6 rano jutro. Pobiegłam, więc do lotniskowego sklepiku a później na policję prosząc o możliwość przechowania bagażu. Od samego początku wycieczki prześladował mnie pech, ale to już było przegięcie. Myślałam, że się rozpłacze. Nagle podszedł do mnie chłopak z Informacji i zaczął pocieszać.

– Nie smuć się. Masz takie ładne oczy.
– Dzięki, ale co z tego. Co ja mam teraz zrobić? Samolot mam dopiero jutro o 6 rano.
– Jesteś Włoszką tak? Na pewno coś wymyślimy.
– Nie jestem.
– Nie? Myślałem, że lecisz na Sycylię…
– Tak, ale odwiedzić koleżankę tylko. Jestem z Polski.
– Dobra poczekaj tu chwilę. Muszę wykonać jeden telefon.


Jak Andreas wymyślił plan


W tej sytuacji nie pozostało mi nic innego jak usiąść na fotelu i zaczekać. Byłam zmęczona, głodna i wkurzona, więc było mi już wszystko jedno. Po 15 minutach Andreas, bo tak się nazywał ten chłopak, wrócił z dobrą wiadomością. Pomysł był taki, że zostawiam swoje rzeczy w bagażniku jego samochodu, a jego koleżanka mnie podrzuci do miasta. Odbiorę je później wieczorem, jak on skończy pracę i zajęcia na uczelni. Odwiezie mnie też na samolot. Plan wydawał się genialny. Jest tylko jeden problem – przecież ja nie znam ani jego, ani jego koleżanki, a mam przy sobie wszystkie dokumenty z uczelni, medyczne, biżuterię, laptopa itd. Mam zostawić to wszystko komuś zupełnie obcemu?

Nie miałam jednak wyboru. Postanowiłam mu zaufać. Szybko przepakowałam do torby z laptopem aparat, biżuterię i inne cenniejsze rzeczy i coś na przebranie. Zabiorę ją ze sobą. W ostateczności z czymś zostanę. Wszystko poszło zgodnie z planem. Maria, czyli koleżanka Andreasa zawiozła mnie do centrum i pokazała, gdzie jest informacja turystyczna. Wzięłam mapkę i ruszyłam przed siebie.

Jak odkryłam Gironę


Byłam coraz bardziej głodna, więc postanowiłam zjeść lunch w lokalnej knajpce. Na szczęście w ofercie było menu del dia, czyli zestaw obiadowy w promocyjnej cenie składający się z przystawki, dania głównego, deseru oraz wody i wina. Muszę przyznać, że jak za 9€ to naprawdę się objadłam. To mi dobrze zrobiło, bo trochę się zrelaksowałam i nabrałam ochoty na zwiedzanie miasta. Jadąc do Girony nie nastawiałam się na nic specjalnego. Tymczasem bardzo mile mnie zaskoczyła, zwłaszcza pod względem tego, jak kontrastuje tu ze sobą zabytkowa architektura z nowoczesną zabudową, która niestety do zbyt urokliwych nie należy. Wiedzieliście np. że to właśnie w Gironie jest największa historyczna dzielnica żydowska w Europie oaz najlepiej zachowana w Hiszpanii średniowieczna starówka? Ja to odkryłam dopiero później. Szczegółowy plan zwiedzania Girony w jeden dzień znajdziecie tutaj.

Po krótkim spacerze wąskimi brukowanymi uliczkami dochodzę do słynnej gotyckiej katedry w Gironie, która od samego początku robi na mnie ogromne wrażenie. Jest zjawiskowa zarówno na zewnątrz, jak i w środku. Spędzam w niej jakąś godzinę, bo jest w niej naprawdę wiele do obejrzenia. Później jeszcze szybka sesja zdjęciowa na schodach, z których widać dachy kamienic. Bowiem, u jej podnóża znajduje się żydowska dzielnica El Call.

Niezwykła architektura i nieskończona ilość kościołów


Moim kolejnym punktem jest romański Kościół Sant Feliu, czyli Św. Feliksa. Była to pierwsza katedra Girony. Jego wieżę widać już z daleka. W kościele poza gotyckimi i barokowymi zdobieniami znajdują się rzymskie i wczesnochrześcijańskie groby. Tuż za kościołem znajduję łaźnie arabskie (Banys Arabs), które później zostały przez Kapucynów przerobione na pomieszczenia użytkowe.

Po drodze też zachodzę do kościoła Sant Nicolau i klasztoru Sant Pere de Galligants z pięknym zielonym dziedzińcem.


Spotajmy się na Rambla w Gironie


Girona zachwyciła mnie nie tylko średniowieczną architekturą, ale widać w niej również ogromny wpływ secesji. Czas jednak nie stal w miejscu. Koło 18 tak jak się umówiliśmy, zadzwoniłam do Andreasa, by mu powiedzieć, że jestem w kawiarni na głównym deptaku miasta Rambla de la Llibertat. Niestety nie odbierał. No tak, przecież to było do przewidzenia. Po raz kolejny wyszło, jaka jestem naiwna. Kolesia już nie zobaczę tak jak i moich rzeczy. Byłam zła więc zamówiłam sobie kolejne wino. Po 30 minutach zadzwonił z przeprosinami Andreas, pytając się, gdzie jestem, żeby mógł mnie znaleźć. Nie wierzyłam. Nie oszukał mnie. Później okazało się, że zostawił na uczelni plecak z komórką w szafce i dlatego nie wiedział, że dzwonię. W ramach przeprosin zaprosił mnie na kolację. Było przemiło i coraz bardziej do mnie docierało, ile miałam szczęścia. Andreas okazał się naprawdę ciekawą osobą, więc tak rozmawialiśmy sobie kilka godzin. Nie chciałam, żeby przeze mnie zaspał jutro do pracy, więc koło 23 zaproponowałam by odwiózł mnie już na lotnisko.

Nocna przejażdżka


Po drodze coś mu odbiło, że to bez sensu, żebym nocowała na lotnisku i że możemy pójść do hotelu. Głupio było mi się przyznać, że nie mam na to kasy, więc zaczęłam się wykręcać, że i tak muszę w nocy wstać. Andreas nie chciał jednak słuchać. Zaczęliśmy na trasie zajeżdżać do różnych hoteli, które na moje szczęście miały pełne obłożenie. Zaczęłam się też stresować tym, że pytał tylko o jeden pokój. Było już ciemno. Kompletnie nie wiedziałam, gdzie jestem. Siedzę w samochodzie z jakimś obcym chłopakiem. Czuję się zestresowana coraz bardziej. Zaczęłam nawet snuć plany ewentualnej ucieczki. Na szczęście po 2 godzinach dojechaliśmy na lotnisko.


Znów problem z bagażem


Pożegnałam się z Andreasem, dziękując mu za pomoc. Odprawa zaczynała się dopiero na 2 h przed wylotem, więc miałam jeszcze sporo czasu. Gdy już przyszedł mój czas, nadałam bagaż główny i już chciałam się oddalić, gdy Pani z okienka zapytała o mój bagaż podręczny. Pokazałam, więc jej moją torbę oraz laptop. Okazało się, że można mieć tylko jeden bagaż. Zmieszczenie wielgaśnej torby od laptopa do drugiej torby graniczyło raczej z cudem. Poszłam do łazienki założyć na siebie kilka bluzek. Udało się. Jest jeden bagaż. Przy przejściu do odprawy celnej panie mnie cofnęły, upierając się, że torba jest niewymiarowa. Zaczęły ją oglądać i szarpać. W efekcie, czego urwały mi rączkę. Podobna to moja wina, bo torba jest za ciężka. Rzeczywiście po zważeniu okazało się, że ma 15 kg, a można było tylko 5 kg. Próbowałam wytłumaczyć, że wracam z praktyk do domu i stąd mam tyle rzeczy. Panie były nieugięte. Muszę nadać torbę, jako bagaż rejestrowany. Inaczej mnie nie przepuszczą. Czasu było coraz mniej do zamknięcia boardingu, więc się wróciłam do odprawy biletowej. Zatkało mnie, gdy kazano mi dopłacić 250 euro. Jedna opłata była za nadanie bagażu a druga za dodatkowe kilogramy, bo można było wtedy mieć tylko jeden bagaż rejestrowany. Przecież ja nawet nie mam przy sobie takiej gotówki. W tym czasie też na tym lotnisku nie było bankomatu ani możliwości płatności kartą, więc jednym słowem miałam problem.


Andreas znów mnie ratuje


Do zamknięcia boardingu zostało 15 minut, a ja czułam, jak serce podchodzi mi do gardła. Nie wiedziałam, co robić, więc zadzwoniłam do Andreasa. Muszę zostawić torbę u jego kolegi w punkcie informacyjnym, a on mi ją później wyślę pocztą.

Andreas kolejny raz mi pomógł. Odebrał moją walizką, a później wysłał mi ją na swój koszt (64 euro) do Danii, gdzie wówczas byłam na studiach. Oczywiście zwróciłam mu kasę, a 3 lata później ponownie spotkałam się z nim na lotnisku w Gironie, gdy przyjechałam z chłopakiem na wakacje. Andreas pojechał z nami na plażę, a później pomógł znaleźć autobus do Barcelony.
Teraz mieszka w Londynie i nadal jesteśmy w kontakcie. Świat jest pełen wspaniałych ludzi i dla takich znajomości warto podróżować. Czy myślicie podobnie?


Mity o lotnisku w Gironie


Rozmawiając później z różnymi ludźmi, dowiedziałam się, że lotnisko w Gironie ma nieoficjalnie wytyczne od Ryanair ile musi pobrać dodatkowych opłat od pasażerów za bagaż i robi to bardzo skutecznie. Osobiście byłam kiedyś świadkiem, jak jedna dziewczyna się popłakała, a jej koleżanka musiała wyjść z samolotu, by zapłacić za jej bagaż. Podobno był niewymiarowy, a dziewczyna nie miała przy sobie tyle gotówki. Jej walizka idealnie wchodziła do stojaczka. Zdaniem pani z obsługi walizka została wciśnięta na siłę. Innym razem moja koleżanka musiała dopłacić za mały laptop 10 cali, który trzymała w ręku i nie chciała włożyć do środka, by go nie uszkodzić przy wkładaniu do stojaczka. Wcześniej udowodniła, że się zmieści. Wielu ludzi też narzeka na to, że pasażerowie muszą do samolotu dojść po płycie lotniska.


Ciekawa jestem, jakie Wy macie doświadczenia z tym lotniskiem. Ja chętnie na nim ląduję, ale raczej staram się z niego nie wylatywać. Czy zdarzyły Wam się kiedyś podobne sytuacje? Podzielcie się nimi w komentarzach. 

3 thoughts on “GIRONA: DLACZEGO KOCHAM TO LOTNISKO?

  1. Mijita K. says:

    Hej,
    szukam informacji czy nadal nie można nigdzie przechowac bagazu w Gironie. Kilka lat temu mielismy ten sam problem. Chcialam tym razem pokazac Girone rodzicom przed pobytem w Barcelonie i znalazlam jakies info ze na dworcu kolejowym w Gironie mozna zostawic ale czy to prawda nie wiem… Spróbuje sie coś wiecej dowiedziec na ten temat. Bardzo fajny post! pozdrawiam
    Miśka

    • Curly Trips (Renata) says:

      Czesc Miska. Sprawdzilam i rzeczywiscie na stronie dworca jest info o przechowalni bagazu: 3,60€ za maly-sredni i 5,20€ za duzy za dzien. Czynne pn-pt 7-21 i sb-nd 9-21 wiec jednak cos sie zmienilo ? Bardzo dziekujemy za info i zyczymy udanego zwiedzania!

      • Mijita K. says:

        Hola, wielkie dzięki za info! właśnie odkryłam magiczną zakładkę z tą informacją, nie zauwazyłam jej wcześniej:) Więc może się uda tym razem nie tułać się po mieście z walizkami 😉 Szkoda by mi było nie pokazać im Girony jak już tu będziemy 🙂

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *