CHORWACJA JACHTEM #1: ROMANTYCZNY ZADAR

Są na świecie miejsca, do których warto wracać i odkrywać je na nowo. Kiedyś bym nie pomyślała, że takim miejscem może być Chorwacja. Po pierwszym dniu rejsu nie mam żadnych wątpliwości. To niezwykłe poczuć do Chorwacji mięte jeszcze raz mimo upływu 12 lat. Jeśli ktoś z Was już był na Chorwacji, to powinien pojechać ponownie, wynająć na tydzień jacht i zakochać się drugi raz. Chorwacja z perspektywy morza pozwoli nam odkryć ją na nowo i poczuć żeglarski klimat tego kraju.


DZIEŃ PIERWSZY:  MARINA DALMACJA W SUKOSAN I WYPOŻYCZENIE JACHTU


Kiedy moja przyjaciółka Kasia zaproponowała mi wyjazd na tygodniowy rejs po Chorwacji, na początku miałam wątpliwości. Byłam w Chorwacji już przecież dwa razy, a poza tym nie zakończyłam jeszcze leczenia oraz czekałam na termin rozmowy rekrutacyjnej. Nasz tygodniowy rejs miał się rozpocząć w marinie Dalmacja, która znajduje się w miejscowości Sukosan.  Jest to największa chorwacka marina o powierzchni 125 ha więc musi ona robić wrażenie tuż po przybyciu. Wracam wspomnieniami do portu w Sukosanie i jestem jej wdzięczna, że mnie namówiła. Teraz już wiem, że było warto.

Jedynym minusem był dojazd. Nigdy nie byłam fanką jazdy autokarami (problem z kolanami i kręgosłupem) więc dwie przesiadki i ponad 20 godzin w podróży nie należały do najprzyjemniejszych. Nie ma to jednak najmniejszego znaczenia po tym, jak nasza noga przekroczy próg portu, a naszym oczom ukaże się błękit morza w kontraście z odbijającą słońce bielą jachtu. Zaletą portu jest również to,  że bezpośrednio przy nim zatrzymuje się autobus firmy Retman więc nie czeka nas już więcej przesiadek.


DZIEŃ PIERWSZY :  ZWIEDZAMY MAŁY CHORWACKI RZYM  CZYLI ZADAR 


Była 6 rano a na pokład mogliśmy wejść dopiero o 17. Zdecydowaliśmy się wziąć szybki prysznic i pojechać do Zadaru, który był oddalony tylko 7 km. Początkowo zakładaliśmy jechać autobusem, który średnio jeździ co 30 minut (przystanek zaraz obok portu).

Koleżanka Renata zażartowała – a może złapiemy stopa? Nie minęło chyba 10 minut, gdy już jechaliśmy z przemiłym starszym panem, który wyraźnie bardzo lubił Polaków. Nasza rozmowa była trochę na migi, trochę po polsku i angielsku, ale było miło. Pan był na tyle uprzejmy, że podrzucił nas do samego centrum, mimo że nie było mu to po drodze. Z portu do ścisłego centrum Zadaru jest już rzut beretem. Wystarczy przejść na drugą stronę mostem, który prowadzi do Bramy Morskiej (Kopnena Vrata).

Waszym oczom ukaże się imponujący przedromański kościół Św. Donata (wzniesiony w IX wieku z inicjatywy biskupa Zadaru, największy z tego okresu w Chorwacji), do którego wejdziemy bezpłatnie. Warto pamiętać o zakryciu ramion. W jego sąsiedztwie znajdują się rzymskie ruiny Forum (największe we wschodniej części Adriatyku, zbudowane z inicjatywy pierwszego rzymskiego cesarza Augusta) oraz kościół NMP (crkva Sv. Marije) wraz z romańską kampanilą. Istnieje też możliwość wejścia na wieżę Św. Anastazji (wejście płatne dorośli 10 KN), by zobaczyć przepiękną panoramę miasta. Moim zdaniem warto.

Zadar to nie tylko urokliwa zabudowa, wąskie uliczki, ale również piękna natura. Kierując się na północny zachód, na lewo od Forum dojdziemy do promenady, gdzie można przysiąść na schodach i posłuchać symfonii wygrywanych przez morskie fale. W wodzie pod kamiennymi schodami znajduje się specjalna konstrukcja (Morske Orgulje) składająca się z 35 rur polietylenowych, która tworzy pierwsze na świecie morskie organy. Muzyka jest tworzona w wyniku działania morskich fal. W każdej z rur osadzone są gwizdki, które odgrywają siedem akordów w pięciu tonacjach. Jest to na tyle specyficzny i jednocześnie hipnotyzujący dźwięk, że już po kilku minutach człowiek odpływa myślami w dal.

Warto się tu wybrać szczególnie wieczorem, gdy wybrzeże rozświetla znajdująca się obok instalacja świetlna Pozdrav Suncu (Pochwała Słońca) imitująca układ słoneczny. W ciągu dnia możemy jej nie zauważyć, gdyż ta płaska konstrukcja jest integralną częścią chodnika.

Po dłuższym spacerze wybrzeżem wróciliśmy na magiczną starówkę, którą tworzy swoista kombinacja antycznej i socrealistycznej zabudowy. Spacerując ulicą Široka do Trg Sv. Stošije dojdziemy do placu, przy którym jest wejście do romańskiej katedry Św. Anastazji (bezpłatne wejście), która jest największą katedrą o najpiękniejszej romańskiej fasadzie w Dalmacji.

Przy tej samej ulicy jest też uroczy malutki kościółek. Spacerując właśnie od niego cały czas prosto wąską uliczką dojdziemy do głównego placu na Starym Mieście Narodni Trg z budynkiem straży miejskiej z charakterystyczną wieżą zegarową. Idąc zaś dalej, naszym oczom ukaże się kościół Św. Szymona czyli Sveti Šime (wejście bezpłatne). Vis a vis do niego znajduje się niewielka zatoczka z przystanią, brama Land Gate i wejście na teren parku Perivoj kraljice Jelene Madijevke, po którym warto się przespacerować lub wpaść na drinka do sąsiadującej knajpy Ledana.

Jeśli będziecie mieć więcej czasu, to polecam wybranie się do pobliskiego miasteczka Nin. Znajduje się tam m.in. najmniejsza katedra na świecie, czyli Kościół Św. Krzyża. Nam się niestety nie udało. Legendy głoszą, że ma długość tylko 36 kroków.

Urzeczeni urokiem „małego chorwackiego Rzymu” jak potocznie nazywa się Zadar, zaczęliśmy myśleć o powrocie do portu. Tradycyjnie postanowiliśmy wrócić autostopem. Tym razem jednak okazało się to dużo trudniejsze. Autostop w Chorwacji nie jest raczej popularny. Nie pomógł nam nawet wielki kartonowy napis, który stworzyliśmy dzięki uprzejmości jednej kelnerki.

Włóczyliśmy się ponad godzinę, gdy w końcu na drodze wylotowej do Splitu zatrzymał się pan, który zgodził się zabrać całą naszą piątkę. Uprzedzam, że nie jest to legalne więc pan mógł mieć problemy, gdyby zatrzymała go policja. Tym bardziej więc doceniliśmy jego pomoc.

Z tej radości poszliśmy na niewielką plażę w sąsiedztwie portu. Nie jest może ona zbyt urokliwa, ale najważniejsze, że mogliśmy się ochłodzić. Osobiście byłam już na skraju zmęczenia.

Tymczasem czekały nas jeszcze zakupy i ogarnięcie bagaży. Tak się złożyło, że nasz skipper Krzysztof wyznaczył na drugiego oficera mnie, co w praktyce oznaczało rolę skarbnika i zaopatrzeniowca. Nie wiem, czym się kierował, ale bez jego świetnej organizacji i planu działania ten wyjazd nie byłby taki super. W zasadzie polubiliśmy Krzysztofa od razu, chociaż legendy głosiły, że jest bardzo zasadowy i wielu rzeczy zabrania. W praktyce okazało się, że jest świetnym kapitanem i człowiekiem o wyjątkowej osobowości, którego kompetencje i zaangażowanie wybiegają sporo ponad obowiązki skippera. Jeśli więc już się zdecydujecie na rejs po Chorwacji, to zróbcie to tylko z Krzysztofem i tylko z Master Yachting (tak to jest prywatna reklama).

Dzięki stworzonej przez Krzysztofa liście i rozeznaniu, co w jakim sklepie kupić, zakupy spożywcze pierwszy raz były dla mnie przyjemnością, a nie przykrym obowiązkiem. Większość produktów kupiliśmy w sklepach Lidl i Plodine. Natomiast owoce i warzywa dostałam na targu w Zadarze.

Po pysznej kolacji zakrapianej chorwackim winem (najlepsze te 2 i 3 l w plastikowych baniakach) poszliśmy spać. Następny dzień zapowiadał się pełen wrażeń. Naszym kolejnym celem miały być porty w miejscowościach SaliPrvić Luka.


Jak Wam się podobał nasz pierwszy dzień w Chorwacji? Czy ktoś z Wam zwiedzał Zadar? Czy podane informacje były przydatne? Dajcie nam znać w komentarzach. Naszym kolejnym celem były miejscowości Sali i Prvic Luka. Chcecie się dowiedzieć jak było i co można zwiedzić? Czytajcie nas dalej. Nowy tekst już za tydzień. Na blogu znajdziecie pełną relację z tygodniowego rejsu po Chorwacji w postaci kilku postów z podziałem na poszczególne dni. Macie więcej pytań? Napiszcie nam je w komentarzach.

4 thoughts on “CHORWACJA JACHTEM #1: ROMANTYCZNY ZADAR

      • Eklatekla says:

        Pora urodzenia chyba niewiele ma do naszych preferencji pogodowych. Ja urodziłam się zimą i kocham lato, uwieeelbiam drugą część wiosny, zimy nienawidzę, a przy końcowce jesieni mam depresję jak czarna dziura. Polski klimat nie jest dla mnie.

        • Curly Trips (Renata) says:

          A wiesz amerykańscy naukowcy zrobili kiedyś takie badania, które wykazały wpływ pory roku w dniu narodzin na naszą osobowość i tzw. wrażliwość na pogodę. Ale szarości nikt nie lubi. Październik- listopad to dla mnie też najgorszy okres. Swoje pierwsze 2 tygodnie pobytu w Danii spędziłam w łóżku jak mały miś, ale potem pocieszyłam się, że Finowie i Norwegowie to dopiero mają przerąbane 😀 Przyzwyczaiłam się do życia w ciemności i deszczu oraz zaczęłam jeść dużo czekolady 😀

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *