TAPASY CZYLI TROCHĘ DARMOWEJ TRADYCJI W GRANADZIE

Nie da się ukryć, że Hiszpania to drogi kraj do utrzymania się w porównaniu do polskich realiów. Hiszpania podobnie jak Włochy jest krajem bardzo zróżnicowanym. Zupełnie inaczej żyje i funkcjonuje się w Andaluzji, Katalonii a jeszcze inaczej np. w Galicji. Ja trafiłam do Granady, która podobnie jak Cordoba, Malaga, Sewilla leży na południu tj. w Andaluzji. W moim odczuciu jest to miejsce wymarzone do życia dla studentów. Tapasy to nie jedyny powód.

Granada słynie z wielu tradycji, jak np. wyrzucanie kozicy z dzwonnicy, ale niewiele z nich jest praktykowanych. Dla mnie najlepsza, którą wciąż nie mogę się nacieszyć, są „tapasy”, czyli różnego rodzaju przystawki do piwa, wina, ice tea, soku itd. Granada jest jedynym na Ziemi miastem, gdzie dostaje się je w każdym barze do wybranego napoju zupełnie za darmo. Hiszpanie po prostu rozumieją, że przy piwie fajnie jest, coś przegryź. Oczywiście każdy bar pod względem tapasów ma własne menu. Cała sztuka, więc opiera się na dobrym rozejrzeniu się, gdzie podaje się największe. Dajcie znać w komentarzach jeśli chcielibyście poznać te najfajniejsze. W niektórych restauracjach i barach mogą nam one spokojnie zastąpić cały obiad. Najczęściej występujące tapasiki to hamburger z frytkami, tortilla de patatas, ośmiorniczki, kalmary, tosty itd. Jednym słowem są to same pyszności. I jak tu nie kochać Granady? Cena takiej przyjemności to było od 1,5€ do 3, 5€ . Zwykle jednak nie przekraczałam 2€ .

Tapas Bar

Na tym jednak nie koniec przyjemności. Na wybranych ulicach jak np. Calle de Elvira, która słynie z dyskotek i pubów, można prawie na każdym kroku napotkać ludzi zaczynających rozmowę np. tak: „Hola! Que surpresa! 6 churrios por 3€  o sangria gratuida…”. To nie Warszawa, gdzie zasypuje się nas górą ulotek szkół językowych czy barów, które zaraz lądują w koszu na śmieci. Tu warto zbierać ulotek jak najwięcej. Dzięki takiej ulotce możemy np. pójść na darmową sangrię lub shota, dostać 6 piw za 3,5€ albo np. 16 mini drinków za 5€ . Idziesz ulicą i wstępujesz po drodze do 6 pubów, żeby się za darmo napić a później zaszaleć na parkiecie. Oczywiście na tapasy też się zdarzają różnego rodzaju promocje, ale nie sposób tego wszystkiego opisać. Trzeba po prostu przyjechać do Granady i przeżyć to na własnej skórze.

Tapas

Granada wydaje się rajem dla młodych ludzi. Średnia wieku na ulicy wynosi 20 lat, ale kasa tu się leje strumieniami. Człowiek już nawet nie liczy, ile wydaje. Po prostu wychodzisz z domu na zabawę i szalejesz, nie myśląc o niczym innym. W ten sposób pierwsze dwa tygodnie pobytu upłynęły mi tylko i wyłącznie na imprezowaniu. Każdy ze znajomych przestawił się bardzo szybko na tryb spotykania się kolo 22 na „botellón”, czyli wspólne picie na placu, a następnie wyruszania o 12 na imprezę, co sprowadza się do prawdziwego clubbingu, bo nikt nie siedzi w jednym klubie. Na ulicach wszędzie jest mnóstwo ludzi, którzy przemieszczają się po kolejnych miejscach.

Flamenco

Dobrą porą na rozpoczęcie imprezy jest także 4 godzina, bo wtedy można do większości dyskotek wejść za darmo. Pomyślicie – no jasne, skoro już nikogo nie ma i zamykają to, co im szkodzi. Nic tych z rzeczy. W Hiszpanii jest zupełnie inny tryb funkcjonowania. 4 rano to jak najbardziej imprezowa godzina. Wszystkie kluby są otwarte nawet do 7, a ludzi jest pełen parkiet. Jak się możecie domyślać, ja też zwykle kładłam się spać kolo 9, co w praktyce oznaczało spanie do 15. Później jakiś obiadek i szykowanie na kolejną imprezę. Z początku może się wydawać to nienormalne, ale ja podobnie jak reszta Polaków, których tu poznałam, przestawiliśmy się na ten tryb po paru dniach i nie wyobrażaliśmy sobie żyć inaczej. Najlepsze jednak jest to, że, wkrótce zaczynał się rok akademicki. Na szczęście to też przewidziano i każdy miał do wyboru chodzenie na zajęcia rano (tak zwykle 12: 30) albo po popołudniu (tak koło 17:30).

Padło tu chyba także słowo „botellón”, które jak się domyślacie, pochodzi od wyrazu „butelka”, co wiec to może oznaczać w praktyce? Po prostu zbiorowe picie na ulicy. W Polsce pewnie ze względu na klimat większość ludzi na piwo spotyka się w pubie albo na jakieś „domówce”. W Granadzie, jak i całej Hiszpanii ludzie bardzo mało czasu spędzają w domu. Na porządku dziennym jest spontaniczne umawianie się na różnego rodzaju placach, aby się po prostu napić ze znajomymi. Nie chodzi o to, żeby się tylko upić, tylko żeby się spotkać i pogadać. Idąc ulicą, na prawie każdym kroku spotkamy grupę pijących ludzi. Nie ma w tym nic złego i policja też w żaden sposób na to nie reaguje. Czasem tylko poprosi, by grupa się rozeszła. Wówczas ludzie przenoszą się na inny plac i impreza trwa dalej.

Jak Wam się podobają tradycje i styl życia w Granadzie? Zgadzacie się, że to nie tylko piękne miasto, ale bardzo studenckie? Kto z Was już kiedyś był na tapas? Może macie jakieś swoje ulubione? Podzielcie się opiniami w komentarzach. A jeśli chcecie przeczytać o mojej przeprowadzce do Granady to zapraszam tutaj.  A może coś o sieście? O tym też napisałam tu.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *